Która suknia najlepiej podkreśli jej wdzięki, w której spodoba się Ashleyowi najbardziej? I już od ósmej rano mierzyła i odrzucała suknie, teraz zaś stała zirytowana i pełna wątpliwości w koronkowych pantalonach, webowym staniczku i trzech webowych, sutych, przybranych koronką halkach. Rozrzucone części garderoby leżały dokoła na podłodze, łóżku, krzesłach, w barwnych stosach zmiętej materii i wstążek.
Różowa organdynowa z długą, ciemniejszą trochę szarfą była niezła, ale Scarlett nosiła ją ubiegłego lata podczas wizyty Melanii w Dwunastu Dębach i bała się, że Mela ją sobie przypomni. Czarna kreponowa, o bufiastych rękawach i koronkowym kołnierzu, wspaniale podkreślała białość jej skóry, ale postarzała ją zbytnio. Scarlett z niepokojem patrzyła w lustro na swoją twarz szesnastolatki, jak gdyby obawiała się, że dostrzeże na niej zmarszczki i obwisłość podbródka. Nie powinna wyglądać staro i poważnie, ponieważ Melania jest słodka i dziewczęca. Niebieska muślinowa w pasy miała bardzo piękne wstawki z koronki i tiulu wokół brzegu, ale nie było jej w niej specjalnie do twarzy. Odpowiedniejsza byłaby raczej dla Kariny z tym jej delikatnym profilem i zamglonym spojrzeniem. Scarlett jednak wyglądała w niej jak pensjonarka. Nie wolno jej było tak wyglądać, ponieważ Melania była bardzo opanowana. Zielona z kraciastej tafty, o niezliczonych, oblamowanych aksamitkami falbankach, była bardzo twarzowa — Scarlett lubiła ją najwięcej, bo pogłębiała znakomicie zieloność jej oczu. Na przodzie stanika miała jednak najwyraźniej tłustą plamę. Można by było przypiąć w tym miejscu broszkę, cóż jednak będzie, jeżeli bystry wzrok Melanii wyśledzi tę plamę? Pozostawały jeszcze różnokolorowe sukienki kretonowe, które nie były dość odświętne na tę okazję, suknie balowe i zielona muślinowa w deseń, którą nosiła wczoraj. Była to jednak suknia popołudniowa. Nie była odpowiednia na rano, gdyż miała króciutkie rękawki i głębokie wycięcie. Nie było jednak wyboru. Ostatecznie nie miała powodu zakrywać swojej szyi, ramion i piersi, choćby nawet absolutnie nie wypadało pokazywać ich przed południem.
Kiedy stała tak przed lustrem i wykręcała się, aby móc obejrzeć się z profilu, pomyślała, że figury swojej może się zupełnie nie wstydzić. Szyję miała krótką, ale okrągłą, ramiona pełne i powabne. Biust jej, wysoko podniesiony gorsetem, był bardzo ładny. [...] Jeżeli zaś chodzi o jej talię — równie cienkiej nie miała żadna dziewczyna w Fayetteville, Jonesboro ani okolicy.
Myśl o talii przypomniała jej znowu sprawy praktyczne. Zielona muślinowa suknia miała w talii siedemnaście cali, Mammy zaś zasznurowała jej gorset jak do czarnej kreponowej, która była o cal szersza, będzie ją wiec musiała ścisnąć mocniej...
(Margaret Mitchell : Przeminęło z Wiatrem)
|