W początkach XIX wieku moda przechodziła wiele zmian. Rewolucja francuska zmieniła nie tylko bieg historii, zmieniła także ubiory. Panowie przestali nosić culottes, a damy – gorsety i spódnice drapowane na olbrzymich panier, znikły wielkie pudrowane peruki, zastąpione przez swobodnie upinane warkocze czy loki, a nawet krótkie fryzury. Fascynacja antykiem sprawiła, że wprowadzono luźne, powiewne suknie, wzorowane na greckich chitonach, odcinane lub przepasywane tuż pod biustem. Na ziemiach polskich nie było wtedy jeszcze czasopism poświęconych modzie, ale ubiory w stylu I Cesarstwa znamy z innych źródeł.
Moda empirowa, chociaż wygląda pięknie na portretach, miała jednak wady. Przede wszystkim wysoko odcinana talia wymagała nieskazitelnej, posągowej sylwetki; kobieta o przeciętnych kształtach wyglądała ciężko, niekiedy wręcz grubo. Po wtóre na zwiewną, falującą suknię nadawały się jedynie cieniutkie tkaniny, zbyt lekkie nawet na zimę śródziemnomorską, a tym bardziej na klimat krajów zaalpejskich; natomiast grubsze materie nie układały się wystarczająco miękko i wymagały modelowania, co wymusiło zmianę modnego kroju. Suknie z lat dwudziestych XIX wieku zachowują jeszcze empirowe proporcje – prostą linię, podwyższoną talię – ale nie mają już dawnej powiewności, nawet jeżeli starano się ją nieraz symulować przy pomocy falbanek i przybrań. Dekoracje zdobiły przede wszystkim dół sukni i bufki rękawów.